poniedziałek, 6 października 2014
Dualizm uczuciowy
To technopolis mnie męczy...
wtorek, 12 sierpnia 2014
Lustro weneckie
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Team USA!
niedziela, 3 sierpnia 2014
W drodze
sobota, 2 sierpnia 2014
Mocny fundament
środa, 30 lipca 2014
Bez uczuć.
Precyzując chodzi mi o zaufanie i empatię. Dwa bardzo ważne uczucia, bo można je takimi nazwać.
wtorek, 15 lipca 2014
#YOLO
poniedziałek, 7 lipca 2014
Żadnych śladów stóp
Całe życie uczymy się jakiś umiejętności, raz jest to obsługa odtwarzacza CD, miksera czy gramofonów. Te dwa ostatnie do nauczenia z cyklu 'chciałem zostać DJem'. Jednak są takie zdolności nienamacalne. Bo kto może sprawdzić to co mamy w głowie? Nie bawmy się w psychologów. Jedną z takich jest coś na styl wewnętrznego balansu. Tylko nie w takim ogólnym rozumieniu. Mówię o poukładaniu sobie rzeczy w pewien specyficzny sposób. Traktując ludzi i sytuacje jak książki na półkach.
środa, 2 lipca 2014
Mhm
poniedziałek, 30 czerwca 2014
Boy or girl?
Słowa, słowa, słowa...
Impuls
Uczucie zagubienia jest naprawdę straszne. Jednak najgorsze jest wtedy, gdy nie wiemy skąd się ono bierze. Próbując dogłębnie zanalizować tej sytuacji dochodzimy do wniosku, że wszystko jest wokół nas dobre, nie mamy większych problemów na żadnej płaszczyźnie, ale coś nas ciągle drażni. Niczym źle ucięta metka w koszulce, kiedy wciąż ją poprawiamy i sprawdzamy czy została dobrze skrojona i nie widzi żadnego problemu. Dopiero prasując ją widzimy, gdzie leży problem. Tutaj jest tak samo. Trzeba jakiejś sytuacji losowej, nawet nieważnej żeby uświadomić sobie, gdzie leży problem. Mnie spotkało właśnie coś takiego, kiedy do prawdziwego poznania podłoża mojego problemu czy tego dziwnego poczucia pustki w sobie doprowadziły dwie sprawy, które trochę mnie wkurzyły, pogryzły w szyję i dały mi rozwiązanie całej sytuacji, w której czułem się co najmniej nieswojo. Polecam docenić takie rzeczy, kiedy nie możemy się chwilowo odnaleźć warto przystanąć czy po prostu iść dalej i zaczekać aż coś nas zacznie nas na tyle irytować, że będziemy wiedzieli co to jest. W końcu, żeby zdiagnozować chorobę trzeba poczekać na charakterystyczne objawy. :)
środa, 11 czerwca 2014
Bezludna wyspa
wtorek, 3 czerwca 2014
Summary!
niedziela, 1 czerwca 2014
Nie pytaj mnie!
piątek, 30 maja 2014
Muzyka oknem na świat #1
czwartek, 29 maja 2014
BIG BANG!
środa, 28 maja 2014
La Vida Loca!
sobota, 10 maja 2014
niedziela, 27 kwietnia 2014
PETARDA!!!
środa, 23 kwietnia 2014
Czy ja mam na to wpływ?
Nie wiem czy Wy tak macie, ale ja ostatnio doszedłem do wniosku że mam w tygodniu jeden ciężki dzień, zawsze. Tak jakoś po kilku razach doszedłem do takich wniosków. Po prostu środa ssie i już. Nie wiem dlaczego, nie mam zielonego pojęcia. Dziwne. Taka środa. Bo wiecie poniedziałek jest słaby, bo przestawianie się po weekendzie na pracę jest ciężkie. Niedziela to samo. Cały dzień z myślą 'eh, jutro kolejny tydzień'. Jednak środa jest w tym wszystkim wyjątkowa.
Czemu nazywam ją ciężką? Bo jak zasypiam po tym dniu mam totalnie dość. Co by się nie działo tego dnia nachodzi mnie lawina myśli. Jestem zmęczony tym, ale jakoś nie mam na to wpływu. Nigdy nie budziłem się z poczuciem "oo, dzisiaj środa". Od zawsze był tym normalnym szarym dniem. Coś pękło. Teraz mój mózg co tydzień włącza tą samą melodię, która wywołuje u mnie lawinę specyficznych myśli. Nie są one smutne, to nie to. Przychodzi podsumowanie moich relacji z ludźmi, tego co robię i do czego dążę. So weird. Jednak zaczynam ją za to lubić. Staję się trochę mentalnie aspołeczny, ale ma to swoje plusy. Pomimo tych wszystkich specyficznych cech tego dnia myślę sobie, że go lubię i doceniam. Bo czasami nad wszystkim co robimy trzeba się zastanowić i złapać dystans. Niektóre sprawy zbytnio zajmują moją uwagę, ale wtedy łapię że czas się wziąć za siebie. Jebać trainspotting. ;)
sobota, 19 kwietnia 2014
Where amazing happens
Gdy patrzę Tobie w oczy to widzę swoje własne..
środa, 16 kwietnia 2014
Życiowa infrastruktura
Sporo wody upłynęło w Wiśle...
wtorek, 8 kwietnia 2014
Kandydat na płytę roku?
sobota, 5 kwietnia 2014
A dziś przeglądam zdjęcia.
środa, 2 kwietnia 2014
Yes, we can!
Tak się zastanawiam. Czy ktoś komuś dał prawo zabijania drugiego człowieka? Włożył mu w dłoń biały papier z zezwoleniem na ten czyn? Nie, tak to chyba nie funkcjonuje. Jednak ja zastanawiam się nad tym czy sam jestem w stanie kogoś zabić. Wymierzyć lufę broni w czyjąś skroń, patrząc mu prosto w oczy, oddać strzał. Wracając do początku nikt nie ma prawa zabijać. Jeden wyjątek - kara śmierci. O tym może kiedyś. Pomijając ten wypadek uważam, że drugi człowiek nie ma prawa w ten sposób wymierzać sprawiedliwości. Trzeba zdać sobie sprawę jak wysoką wartość ma życie. Cholera, przecież to wszystko co tutaj mamy, nie da się tego przyrównać do żadnej materialnej wartości. Wszystkie zebrane w jedno dalej nie są tyle samo warte ile życie jednej osoby, nawet największego skurwysyna.
Dobra, dobra. Ludzie i tak zabijają na co dzień. Nie znam statystyk, ale w każdym kraju ginie codziennie ktoś z ręki drugiej osoby. Największe obrzydzenie wywołuje u mnie śmierć cywilów w konfliktach zbrojnych toczonych o jakąś pieprzoną ropę. Żadna wyższa wartość, a i tak inni stawiają ją wyżej niż życie drugiego człowieka. Aż bierze mnie na mdłości...Zadaję sobie pytanie, czy ja byłbym w stanie zabić? Nie teraz, kiedy siedzę spokojnie w pociagu oglądając zielone pola za oknem. Czy jestem w stanie doprowadzić się do takiego stanu frustracji połączonej z żywą nienawiścią do kogoś, żeby dojść do momentu kiedy nie wytrzymam. Kiedy wezmę nóż i zrobię z drugiej osoby kartkę wypisaną moją furią. Myślę, że jest to kwestia pewnej stabilności emocjonalnej. Nie takiej udawanej, gdzie pod kamienną twarzą kryje się istny wulkan. Każdy z nas inaczej zachowuje się wyprowadzony z równowagi. Jedni potrafią zachować trzeźwe myślenie. Inni są kłębkiem nerwów, który nie jest w stanie podjąć najprostszej decyzji. Są to skrajności, jednak każdy z nas jest bliżej jednego z wymienionych typów reakcji.
Ja znając siebie dochodzę do wniosku, że doprowadzony do sytuacji skrajnej byłbym w stanie to zrobić. Rozwalony psychicznie od wewnątrz zbierając kolejne elementy mojego dołka. Co czułbym później? Pewnie chwilową ulgę jak w każdej sytuacji, gdzie mam okazję wyładować emocje. Jednak kilka sekund później czułbym się jeszcze gorzej niż przedtem. Byłbym wypełniony poczuciem swojej głupoty i innych myśli, których nie umiem teraz nazwać. Złamałbym najważniejszą zasadę, która wypełnia mnie od dawien dawna. Nie mógłbym sobie spojrzeć sobie w oczy, a jedyne co czułbym do siebie to pogarda. Nie próbuję się usprawiedliwiać. Po prostu czuję, że moja impulsywność może wziąć górę nad kręgosłupem moralnym. Tak po prostu. A Wy jak myślicie? Jesteście w stanie?