Nie wiem czy Wy tak macie, ale ja ostatnio doszedłem do wniosku że mam w tygodniu jeden ciężki dzień, zawsze. Tak jakoś po kilku razach doszedłem do takich wniosków. Po prostu środa ssie i już. Nie wiem dlaczego, nie mam zielonego pojęcia. Dziwne. Taka środa. Bo wiecie poniedziałek jest słaby, bo przestawianie się po weekendzie na pracę jest ciężkie. Niedziela to samo. Cały dzień z myślą 'eh, jutro kolejny tydzień'. Jednak środa jest w tym wszystkim wyjątkowa.
Czemu nazywam ją ciężką? Bo jak zasypiam po tym dniu mam totalnie dość. Co by się nie działo tego dnia nachodzi mnie lawina myśli. Jestem zmęczony tym, ale jakoś nie mam na to wpływu. Nigdy nie budziłem się z poczuciem "oo, dzisiaj środa". Od zawsze był tym normalnym szarym dniem. Coś pękło. Teraz mój mózg co tydzień włącza tą samą melodię, która wywołuje u mnie lawinę specyficznych myśli. Nie są one smutne, to nie to. Przychodzi podsumowanie moich relacji z ludźmi, tego co robię i do czego dążę. So weird. Jednak zaczynam ją za to lubić. Staję się trochę mentalnie aspołeczny, ale ma to swoje plusy. Pomimo tych wszystkich specyficznych cech tego dnia myślę sobie, że go lubię i doceniam. Bo czasami nad wszystkim co robimy trzeba się zastanowić i złapać dystans. Niektóre sprawy zbytnio zajmują moją uwagę, ale wtedy łapię że czas się wziąć za siebie. Jebać trainspotting. ;)
środa, 23 kwietnia 2014
Czy ja mam na to wpływ?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz