niedziela, 3 sierpnia 2014

W drodze

Przez ostatnie trzy lata sporo najeździłem się pociągi. Nic wyjątkowego, ale od jakiegoś roku sprawiało mi to cholernie dużo przyjemności. Nie wiem dlaczego. Na początku jeździłem jeszcze o 6 rano, kiedy było strasznie ciemno, był klimat. Pasował do mojego tamtejszego nastroju. Warto wspomnieć, że od początku tych podróży droga powrotna była czymś świetnym, pięknym, wręcz mistycznym wybawieniem. Potem trochę to uległo zmianie, ale na początku radość była niepojęta.

Teraz często zdarza mi się podróżować pociągiem dłużej niż 15 minut. Zazwyczaj siedzę i rozmyślam słuchając muzyki albo po prostu szukam w sobie jakiegoś spokoju wewnętrznego o który jest mi ostatnio bardzo ciężko. Jednak ostatnio wracałem ostatnim pociągiem, było już ciemno. Dwie stacje przed moim domem poczułem lekki chłodek wiejący zza uchylonego okna, wystawiłem głowę, muzyka na słuchawkach. Chwilę to trwało, jednak nagle na moich ustach pojawił się szczery i niewymuszony uśmiech. Tak bardzo go potrzebowałem tego dnia. Do końca jechałem  z nim na twarzy. Teraz zastanawiam się jak takie prozaiczne czynności, błahe, nic nie znaczące mogą nam dać tyle radości? Wtedy poczułem jak endorfiny wylewają się po całym moim ciele? To niesamowite jak połączenie kilku elementów może dać niesamowitego kopa i potrafi nas od razu ucieszyć! Doceniajmy to i nie szukajmy wielkich chwil dla prostych uśmiechów, one przyjdą same wtedy kiedy trzeba, dobrej nocy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz