Miałem nie pisać przez święta, ale nie mogę tego pominąć, no nie mogę i już. Dzisiaj zaczęły się playoffs w najlepszej lidze świata (NBA, jakby ktoś nie wiedział..). No i zaczęły się z przytupem! Pierwszy mecz - czarny koń tegorocznych rozgrywek, czyli Toronto zmierzyło się z najdroższą drużyną NBA - Brooklyn Nets. Mecz wygrały dziadki z Nowego Jorku. Było trzeba się z nich naśmiewać...
Część meczu przespałem, ale widziałem końcówkę. Spotkanie trzymało poziom godny rozgrywek posezonowych. Toronto grając small ball w końcówce odrobiło straty i doprowadziło do nerwowej końcówki. Jednak górą byli starzy wyjadacze z Brooklynu. Doświadczenie MVP Finałów 2008 zrobiło swoje. Trójka, fade away, pivot ze stuprocentową skutecznością i mamy pozamiatane moi drodzy. Do końca jeszcze daleko, ale bójcie się Miami, The Thuth is on fire (kiedy trzeba oczywiście). Co zwróciło moją uwagę w tym meczu? Otóż:
-17 punktów i 18 zbiórek Valanciunasa
-2x24pkt. od Iso Joe i DWilla
-dwie ważne trójki Vasqueza
-mecz od trzeciej kwarty grany bez zegarów liczących 24 sekundy, komicznie brzmiało gdy spiker krzyczał 3, 2, 1...A potem dziwić się, że Amerykanie nabijają się z Kanadyjczyków
- no i oczywiście wisienka na torcie, końcówka w wykonaniu Paula Pierce'a
Kolejny mecz to Los Angeles Clippers (tak, teraz Ci są najlepszą drużyną w mieście aniołów) grało z niżej rozstawionym Golden State Warriors osłabionymi brakiem swojego centra z drugiej półkuli, czyli Andrew Boguta. Jednak i to nie przeszkodziło im w zwycięstwie. Mieli rację Ci, którzy wróżyli ciężką przeprawę drużynie Doca Riversa. Podopieczni Marka Jacksona to nie lada rzezimieszki. Prowadzeni przez duet Splash Brothers - Curry&Thompson, w dodatku z niezawodnym defensorem Iguoadalą są strasznie groźni. Bo potrafią zdobywać punkty zza łuku seriami, penetrować i walczyć na tablicach. Nie lada wyzwanie przed zawodnikami Doca Riversa. Nie podołali. Jak na złość Griffin szybko złapał kilka przewinień, a w ataku dobrze prezentował się zardzewiały Jermaine O'Neal. Takim oto sposobem mamy pierwszą niespodziankę. Swoją drogą dzisiaj oglądałem film 'Love and Basketball' i niestety tekst, że "Twój tata gra w najgorszej drużynie NBA. Ostatni raz wygrali, kiedy Dr.J był jeszcze pielęgniarzem" już nie funkcjonuje. Teraz można tak powiedzieć o Lakers. Natomiast przed Clippers rysuje się era duetu CP3&BG32 w połączeniu z Dociem Riversem. So hot!!
Najśmieszniejsze jest to, że w obu pojedynkach drużyn z miejsc 3-6 zwycięsko wyszły niżej rozstawione ekipy. No to playoffs czas zacząć. Tylko ta cholerna matura...dobrze, że finały jeszcze daleko, bo będzie gorąco!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz