Popularnym powiedzeniem jest teraz 'you only live once'. Można to
nazwać pochodną carpe diem, wiadomo o co chodzi. Ktoś zwróci uwagę, że mowa
teraz o gimbusach, bla, bla. Wszędzie widać teraz chęć zmieniania życia,
chwytania wszystkiego czego się da, zwiedzania, korzystania z życia itd.
Oczywiście popieram wszelkie teorie mówiące o wzięciu się w garść
i odbieraniu świata w inny sposób niż na ławce przed blokiem czy
(popularniejsza aktualnie opcja) przed ekranem komputera. Jednak moim zdaniem
nie żyjemy jeden raz. Rzecz jasna nie mówię tutaj o żadnej reinkarnacji, bez
przesady. Po prostu zrodziła się we mnie myśl, że tak naprawdę mamy sporo tych
żyć. W sensie czysto mentalnym, fizycznie mamy jedno.
Jak wygląda mentalne kilka żyć? Ano tak, że wystarczy popatrzeć
ile razy w życiu człowieka zachodzą diametralne zmiany. Przynajmniej raz każdy
z nas w życiu przeszedł jakąś wielką zmianę. Na wskutek pewnych sytuacji
nastąpiła zmiana poglądów, stylu życia, środowiska. Wystarczy popatrzeć na
ostatni przykład, kiedy nagle zmieniamy środowisko. Zaczynamy życie od nowa.
Nie znamy nikogo, nie mamy żadnych punktów zaczepienia. Na początku jesteśmy
niczym niemowlak, bezbronni, skazani na pewną samotność i bycie odszczepieńcem.
Wiadomo, każdy odnajduje się w takich sprawach lepiej lub gorzej, ale nie
wierzę że nie ma chociaż raz chwili zwątpienia. Momentu kiedy mówi po co rzucił
się na tak głęboką wodę, chociaż mógł obrać drogę łatwą i prostą. Życie
weryfikuje takie wybory, ale ciężko nie ulec wrażeniu że jest to praktycznie
nowe życie. Wszystko się zmienia.
Tak samo większość nas miała w życiu momenty, kiedy tkwiąc w
pewnej stagnacji potrafił się ogarnąć. Coś zmienić. W pewnym momencie
zauważając jak jego żywot bardzo nie ma sensu, brakuje mu celi, nie
wykorzystuje swojego potencjału. Może też macie czasami takie wrażenie, kiedy
dni lecą tak strasznie bez wyrazu. Są maksymalnie jałowe. Wieczorem kładziecie
się spać z wrażeniem zmarnowanego dnia, jest ciężko. Jednak budząc się rano nie
wiecie co ze sobą zrobić przeżywając kolejny taki dzień. Przychodzi w końcu
moment otrząśnięcia, nawet taki o którym mowa we wcześniejszych poście pt.
Impuls. Podejmujecie działanie, coś się zmienia. W końcu wszystko nabiera
kolorów. Wszystkie wcześniejsze zmartwienia są bez sensu. Fajne uczucie, kiedy
wie się po tutaj się jest i co mamy do zrobienia każdego dnia.
Wszystko ładnie pięknie, ale jest jedna rzecz, która różni te
nasze mentalne życia od prawdziwego. Coś co burzy całą tezę o nowym życiu. Jest
to bagaż doświadczeń, który ze sobą niesiemy. Oczywiście nie jest to powód do
jakiegoś wielkiego smutku, bo wszystko to tworzy nas samych. Każdy przeżyty
dzień dokłada cegiełkę do czegoś co nazywamy nami samymi, tym Krzyśkiem,
Wojtkiem czy Michałem.
Dlatego radzę nie zapominać, że jednak na ziemi mamy jedno życie i
warto je wykorzystać, pamiętając że mamy wiele szans i tych małych nowych żyć,
które przyniosą zawsze coś dobrego. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz