sobota, 5 kwietnia 2014

A dziś przeglądam zdjęcia.

Mam często takie chwile, kiedy przeglądam swój odtwarzacz nie wiedząc co sobie puścić. Oczywiście mam swoich faworytów. Jednak przychodzi moment, kiedy te piosenki zostały już przesłuchane tyle razy, że mi zbrzydły albo po prostu nie mam nastroju do tych kawałków. Swoją drogą to jest zabawne jak dopasowuję muzykę do nastroju. Czas nauczyć się robić na odwrót...Dobra, mam tą chwilę zawahania, kiedy nie wiem już co włączyć. Pustka w głowie. To nie, tamto nie. Nagle przypadkowo wpadam na coś starego, coś co nie wyłaziło mi ze łba swego czasu, teraz odeszło w zapomnienie. Czas to zmienić. Piękna chwila. Bierzesz zakurzoną książkę, schowaną gdzieś na poddaszu u babci. Zakurzona, kartki już pożółkłe, ale patrzysz na nią i wszystko wraca. Z przedmiotami często kojarzą nam się chwile. Tak samo jest z piosenkami. Przynajmniej u mnie. Lepiej! Jest to stary, zakurzony album ze zdjęciami z pierwszej komunii! Otwierasz. Widzisz jaki byłeś młody, chuderlawy i śmieszny. Uśmiechasz się mimowolnie. Tak, tak! To jest to! Kolejne wersy, pojedyncze dźwięki odkrywasz jak kolejne kartki klasera. Fajowe uczucie.
Teraz mam tak samo z niektórymi piosenkami. Słucham ich i przypominam sobie jak wykłócałem się o nie z kimś w podstawówce. Jak uważałem, że to jest najlepszy utwór na świecie, a inni po prostu się nie znają i tkwią w jakiejś beznadziei słuchając tego co lubią oni, a nie ja. Całe życie zmagać się z poczuciem bycia wszechwiedzącym...ale dobra. Kolejna piosenka przenosi mnie w czasy gimnazjum, też przypominam sobie te chwile, kiedy cytowałem sobie konkretne wersy. Były odzwierciedleniem sytuacji, które mnie spotykały. Jeszcze jedna i przypominam sobie jakieś osoby. Też świetna sprawa, kiedy z piosenkami wiążą się ludzie...No nie!!! Ja to słyszałem na żywo, byłem na koncercie, niesamowite. Z każdym zdjęciem jestem coraz szczęśliwszy. 
Teraz pisząc i przesłuchując kolejne utwory z mojej aktualnej listy przebojów myślę sobie jak to będzie kiedyś, za powiedzmy dwadzieścia czy trzydzieści lat, kiedy wezmę do ręki płytę, puszczę ją i się tak uśmiechnę. Tak szczerze, napełni mnie wewnątrz takie niespotykane ciepło. To jest jeden z powodów dla których kupuję płyty. Ta chęć posłuchania za kilka lat tego, co kiedyś sprawiało mi tyle radości i było towarzyszem mojego dnia codziennego. W odtwarzaczu ich egzystencja nie trwa zbyt dlugo. Ograniczenia miejsca wypierają dawne wspomnienia, wrzucam nowe i czekam aż zbuduję na nich jakiś obraz. Z niechęci do oglądania swojej twarzy na zdjęciach, wybieram chwile zapisane na płytach. Zawsze coś. Wypełnia mnie wielka chęć kupienia sobie jakiejś i celebrowania chwili pierwszego odsłuchu. Pomimo znajomości wszystkich tekstów, każdego gitarowego riffu i sekwencji perkusji. Odkrywam ją na nowo, czuję zapach świeżości płynący z pudełka. Poezja. 
Myśl na dziś (dawno tego nie było) - jeśli masz gdzie i za co, idź i kup sobie płytę. Od razu robi się miło i wesoło. Chyba, że nie masz aktualnie takiej płyty, który nie pozwala Ci zasnąć wieczorem w ciszy, wtedy nie rób tego. Wszystko zepsujesz. Jednak nie wątpię, że masz jakąś płytę nad której zakupem zastanawiasz się od dawna, musisz mieć! Ja sam udam się do sklepu po płytę, a co mi tam. Szaruga za oknem, chociaż w środku będzie kolorowo. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz