niedziela, 27 kwietnia 2014

PETARDA!!!

Czasami opłaca się przeglądać internety...naprawdę. To nie tylko strata czasu, czasami można się natknąć na coś tak miażdżącego...dzisiaj to nastąpiło.

środa, 23 kwietnia 2014

Czy ja mam na to wpływ?

Nie wiem czy Wy tak macie, ale ja ostatnio doszedłem do wniosku że mam w tygodniu jeden ciężki dzień, zawsze. Tak jakoś po kilku razach doszedłem do takich wniosków. Po prostu środa ssie i już. Nie wiem dlaczego, nie mam zielonego pojęcia. Dziwne. Taka środa. Bo wiecie poniedziałek jest słaby, bo przestawianie się po weekendzie na pracę jest ciężkie. Niedziela to samo. Cały dzień z myślą 'eh, jutro kolejny tydzień'. Jednak środa jest w tym wszystkim wyjątkowa.
Czemu nazywam ją ciężką? Bo jak zasypiam po tym dniu mam totalnie dość. Co by się nie działo tego dnia nachodzi mnie lawina myśli. Jestem zmęczony tym, ale jakoś nie mam na to wpływu. Nigdy nie budziłem się z poczuciem "oo, dzisiaj środa". Od zawsze był tym normalnym szarym dniem. Coś pękło. Teraz mój mózg co tydzień włącza tą samą melodię, która wywołuje u mnie lawinę specyficznych myśli. Nie są one smutne, to nie to. Przychodzi podsumowanie moich relacji z ludźmi, tego co robię i do czego dążę. So weird. Jednak zaczynam ją za to lubić. Staję się trochę mentalnie aspołeczny, ale ma to swoje plusy. Pomimo tych wszystkich specyficznych cech tego dnia myślę sobie, że go lubię i doceniam. Bo czasami nad wszystkim co robimy trzeba się zastanowić i złapać dystans. Niektóre sprawy zbytnio zajmują moją uwagę, ale wtedy łapię że czas się wziąć za siebie. Jebać trainspotting. ;)

sobota, 19 kwietnia 2014

Where amazing happens

Miałem nie pisać przez święta, ale nie mogę tego pominąć, no nie mogę i już. Dzisiaj zaczęły się playoffs w najlepszej lidze świata (NBA, jakby ktoś nie wiedział..). No i zaczęły się z przytupem! Pierwszy mecz - czarny koń tegorocznych rozgrywek, czyli Toronto zmierzyło się z najdroższą drużyną NBA - Brooklyn Nets. Mecz wygrały dziadki z Nowego Jorku. Było trzeba się z nich naśmiewać...

Gdy patrzę Tobie w oczy to widzę swoje własne..

Siedzę z kolegami na huśtawce. Przypomina mi to wspólnie spędzone chwile, kiedy głowy nie zajmowały kolejne problemy, liczyło się tylko to, żeby pograć, żeby jakoś się zająć. Miało być po prostu wesoło. Teraz kiedy siedzę w tym w samym miejscu rozmyślam o smutkach, zmartwieniach. Wypełniony jestem lękiem przed dalszym życiem. Nie chcę się przecież na sobie kiedyś zawieść, nikt nie chce.

środa, 16 kwietnia 2014

Życiowa infrastruktura

Dobra, dzisiaj czas na odsłuch pierwszej płytki Łony "Koniec żartów". Czas się naładować trochę optymizmem, chwila uśmiechu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jako trzynasty track widnieje "Biznesmen". Był on swego rodzaju inspiracją do postu. Dlatego przed przeczytaniem polecam odsłuchać sobie ten utwór (znajduje się na dole posta). Enjoy!

Sporo wody upłynęło w Wiśle...

...do momentu aż zabrałem się za ten post. Temat niełatwy. Długo rozmyślałem, składałem wszystkie swoje myśli w całość, którą ktoś zrozumie, może się zgodzi, może nie, ale zrozumie na tyle, żeby mieć do tego jakieś podejście i nie przywita kolejnego posta słowami 'ale o co mu chodzi?'. Tyle słowem wstępu.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Kandydat na płytę roku?

Wkurzyłem się, naprawdę mocno się wkurzyłem. Raz chciałem walnąć porządną recenzję albumu na stronie empiku, a oni ograniczają mnie liczbą liter, wypchajcie się! Wrzucę to tutaj, bo jak już zacząłem to lubię skończyć. Spokojnie, nie będę wrzucał kolejnych recenzji, ale będą pojawiać się częściej, kolejnej oczekujcie niedługo. Jedno jest pewne. Napiszę kolejną po albumie, którego wydanie planowane jest na 28 maja, obiecuję. Drugą obietnicą jest to, że nigdy nie zapiszę płyty której uprzednio nie kupię. To ważny warunek, naprawdę bardzo zmienia się stosunek do danej płyty po jej zakupie, zawsze na plus.  Natomiast post o innej tematyce też się pojawi, już niedługo, kiedyś trzeba wyrwać się z nawału pracy, odsapnąć, napisać coś dla siebie. Chill out.

sobota, 5 kwietnia 2014

A dziś przeglądam zdjęcia.

Mam często takie chwile, kiedy przeglądam swój odtwarzacz nie wiedząc co sobie puścić. Oczywiście mam swoich faworytów. Jednak przychodzi moment, kiedy te piosenki zostały już przesłuchane tyle razy, że mi zbrzydły albo po prostu nie mam nastroju do tych kawałków. Swoją drogą to jest zabawne jak dopasowuję muzykę do nastroju. Czas nauczyć się robić na odwrót...Dobra, mam tą chwilę zawahania, kiedy nie wiem już co włączyć. Pustka w głowie. To nie, tamto nie. Nagle przypadkowo wpadam na coś starego, coś co nie wyłaziło mi ze łba swego czasu, teraz odeszło w zapomnienie. Czas to zmienić. Piękna chwila. Bierzesz zakurzoną książkę, schowaną gdzieś na poddaszu u babci. Zakurzona, kartki już pożółkłe, ale patrzysz na nią i wszystko wraca. Z przedmiotami często kojarzą nam się chwile. Tak samo jest z piosenkami. Przynajmniej u mnie. Lepiej! Jest to stary, zakurzony album ze zdjęciami z pierwszej komunii! Otwierasz. Widzisz jaki byłeś młody, chuderlawy i śmieszny. Uśmiechasz się mimowolnie. Tak, tak! To jest to! Kolejne wersy, pojedyncze dźwięki odkrywasz jak kolejne kartki klasera. Fajowe uczucie.

środa, 2 kwietnia 2014

Yes, we can!

Tak się zastanawiam. Czy ktoś komuś dał prawo zabijania drugiego człowieka? Włożył mu w dłoń biały papier z zezwoleniem na ten czyn? Nie, tak to chyba nie funkcjonuje. Jednak ja zastanawiam się nad tym czy sam jestem w stanie kogoś zabić. Wymierzyć lufę broni w czyjąś skroń, patrząc mu prosto w oczy, oddać strzał. Wracając do początku nikt nie ma prawa zabijać. Jeden wyjątek - kara śmierci. O tym może kiedyś. Pomijając ten wypadek uważam, że drugi człowiek nie ma prawa w ten sposób wymierzać sprawiedliwości. Trzeba zdać sobie sprawę jak wysoką wartość ma życie. Cholera, przecież to wszystko co tutaj mamy, nie da się tego przyrównać do żadnej materialnej wartości. Wszystkie zebrane w jedno dalej nie są tyle samo warte ile życie jednej osoby, nawet największego skurwysyna.
Dobra, dobra. Ludzie i tak zabijają na co dzień. Nie znam statystyk, ale w każdym kraju ginie codziennie ktoś z ręki drugiej osoby. Największe obrzydzenie wywołuje u mnie śmierć cywilów w konfliktach zbrojnych toczonych o jakąś pieprzoną ropę. Żadna wyższa wartość, a i tak inni stawiają ją wyżej niż życie drugiego człowieka. Aż bierze mnie na mdłości...Zadaję sobie pytanie, czy ja byłbym w stanie zabić? Nie teraz, kiedy siedzę spokojnie w pociagu oglądając zielone pola za oknem. Czy jestem w stanie doprowadzić się do takiego stanu frustracji połączonej z żywą nienawiścią do kogoś, żeby dojść do momentu kiedy nie wytrzymam. Kiedy wezmę nóż i zrobię z drugiej osoby kartkę wypisaną moją furią. Myślę, że jest to kwestia pewnej stabilności emocjonalnej. Nie takiej udawanej, gdzie pod kamienną twarzą kryje się istny wulkan. Każdy z nas inaczej zachowuje się wyprowadzony z równowagi. Jedni potrafią zachować trzeźwe myślenie. Inni są kłębkiem nerwów, który nie jest w stanie podjąć najprostszej decyzji. Są to skrajności, jednak każdy z nas jest bliżej jednego z wymienionych typów reakcji.
Ja znając siebie dochodzę do wniosku, że doprowadzony do sytuacji skrajnej byłbym w stanie to zrobić. Rozwalony psychicznie od wewnątrz zbierając kolejne elementy mojego dołka.  Co czułbym później? Pewnie chwilową ulgę jak w każdej sytuacji, gdzie mam okazję wyładować emocje. Jednak kilka sekund później czułbym się jeszcze gorzej niż przedtem. Byłbym wypełniony poczuciem swojej głupoty i innych myśli, których nie umiem teraz nazwać. Złamałbym najważniejszą zasadę, która wypełnia mnie od dawien dawna. Nie mógłbym sobie spojrzeć sobie w oczy, a jedyne co czułbym do siebie to pogarda. Nie próbuję się usprawiedliwiać. Po prostu czuję, że moja impulsywność może wziąć górę nad kręgosłupem moralnym. Tak po prostu. A Wy jak myślicie? Jesteście w stanie?